Jakiś czas temu wzięłam udział w warsztatach cukierniczych i
piekarniczych - w dwóch paryskich szkołach gotowania - Le Cordon Bleu oraz L’école de cuisine Alain Ducasse.
Zapraszam do przeczytania moich wrażeń i spostrzeżeń.
Pierwszą ze szkół już raz odwiedziłam podczas wakacji.
Zachwycona poziomem, organizacją, atmosferą oraz sposobem przekazywania wiedzy
szybko do niej wróciłam. Moje wrażenia z pierwszego pobytu można przeczytać w kwietniowym
wydaniu Mistrza branży.
Tym razem było również intensywnie. Zajęcia odbywały się w
salach na górnych kondygnacjach, gdzie obok uczą się studenci, zarówno na
wykładach jak i na ćwiczeniach. Można więc było poczuć prawdziwą atmosferę tej
szkoły. Warsztaty prowadzone są zawsze w języku francuskim oraz tłumaczone
znakomicie na język angielski. Zazwyczaj najpierw wszyscy uczestniczą w
demonstracji prowadzonej przez szefa, a potem już z recepturą i tym co zapamiętali, starają się odtworzyć przepis. Szefowie to utytułowani i doświadczeni, ale też niezwykle sympatyczni kucharze/piekarze. Sale dosłownie błyszczą, każdy uczestnik ma
przygotowane swoje stanowisko pracy wyposażone we wszystkie niezbędne elementy
do przygotowania danego dania/wypieku od lodówki, płyty, poprzez robota, skrobki
cukiernicze, wałki i inne. W warsztatach szefowi i uczestnikom pomagają
studenci ze szkoły. Nie trzeba odmierzać składników, nie trzeba sprzątać. Wystarczy
słuchać, wnikliwie obserwować i na bieżąco jedynie ogarniać swoje stanowisko
pracy. Każdy z uczestników to inny kraj i inna ciekawa historia. Tym razem, moi warsztatowi współtowarzysze pochodzili z USA, Japonii, Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii, Gwadelupy...
Jedni hobbistycznie, drudzy w planach mają założyć kawiarnię, jeszcze inni już ją mają- ale potrzebują się wyszkolić…Dużo osób przyjechało tym razem z USA - pragnęli założyć miejsca z francuskimi
wypiekami. Co ciekawe – w Stanach
podobno znalezienie świeżych drożdży jest niemożliwe, a w szkole zalecają używanie
właśnie takich. Z uwagi na to, że interesują mnie inne kultury, była to też
świetna okazja do ciekawych obserwacji i rozmów np. o francuskiej diecie. Każda
czynność jest przez uczestników ćwiczona. A te elementy, które muszą być
przygotowane wcześniej (np. ciasto na bagietkę) dostaje się już gotowe, ale pod
koniec oczywiście uczy się je przygotować. Ciasto na croissanty czy bagietki uczyliśmy się
wyrabiać zarówno robotem jak i ręcznie. Studenci (zaczepiam i zagaduję, pytam o
wrażenia; niektórzy z nich mówią fajna mieszanka francusko-angielską; wszyscy z którymi udało mi się zamienić dwa słowa są bardzo
zadowoleni ze szkoły) to dosłownie cały świat. Obecnie piekarnictwa podobno uczą się w
szkole dwie Polki – o tym wspomniał mi Szef. Akurat teraz podczas warsztatów
piekarniczych poznałam studentki cukiernictwa. Miałam też okazję zobaczyć zdjęcia
z egzaminu końcowego jednej studentki i byłam pod wielkim wrażeniem. Jeśli chodzi o mnie nie mam
żadnych, ale to żadnych zastrzeżeń do tej szkoły. Moje marzenia o studiowaniu
tam lub pojechaniu na kolejne kursy tylko przybrały na sile. Widok ze szkoły na
wieżę Eiffla, Sekwanę oraz siedzibę Radia France umila jeszcze bardziej czas
tam spędzony.
Jeśli chodzi o drugą szkołę- spędziłam w niej tylko 2,5
godziny na warsztacie cukierniczym. Szkoła położona jest w niezwykle urokliwej
uliczce pełnej pięknych paryskich kamienic. Kurs prowadzony był przez utytułowaną
bardzo sympatyczną i zdolną cukierniczkę. W grupie byli tylko Francuzi – 4 osoby.
Były to zarówno osoby, które już pieką
bardziej profesjonalnie (rozpoznaję to po sposobie postępowania z rękawem cukierniczym jak i zupełni amatorzy). Kurs prowadzony był
tylko po francusku. Tu większość czynności pokazywana była również przez prowadzącą,
ale wszystkich tych czynności uczestnicy nie mieli okazji powtórzyć. Skomplikowane
jak dla mnie kremy, były tylko robione przez prowadzącą. Wolałabym jednak powtarzać
te wszystkie czynności od a do z samodzielnie, gdyż w ten sposób zdecydowanie lepiej się
uczę i zapamiętuję. Po warsztatach odbyła się degustacja naszych Paris-Brest i chouquettes
przy odrobienie cydru oraz bardzo sympatycznej rozmowie o tym co zrobiliśmy, jak
smakuje etc. Sala była również dobrze wyposażona, aczkolwiek bardziej kameralna.
Każdy z uczestników dostał fartuszek, przepisy, a także czasowy dostęp do szkolnej
platformy z przepisami i demonstracjami prowadzonymi przez tamtejszych szefów. Czy
bym chciała wrócić? Tak, ale zdecydowanie na warsztat, podczas którego mogłabym
powtórzyć cały przepis samodzielnie.
Jeśli macie jakieś pytania chętnie odpowiem.
KOMENTARZE (1)